Przedstawione tutaj postacie L Lawlieta oraz Watariego nie są mojego autorstwa. Wszelkie prawa do tych postaci należą do Tsugumi Oby, autora mangi Death Note. Przedstawione wydarzenia, tekst jak i postacie poboczne są wytworem mojej wyobraźni w oparciu o to, co było wiadome na temat życia Ryuzakiego.

Nie zgadzam się na kopiowanie i umieszczanie tekstu, bądź jego fragmentów bez podawania źródła.

Życzę miłej lektury! Komentarze mile widziane, gdyż dobrze wiedzieć, że pisze się dla kogoś :)

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 5

Mężczyźni szybko zjechali windą w dół i znaleźli się w pięknym, bogato zdobionym, hotelowym holu. Wielkie okna usytuowane na pierwszym piętrze wpuszczały pierwsze nieśmiałe promienie słoneczne, tworząc pomarańczową poświatę. Pomiędzy drzwiami stało dwóch odźwiernych, którzy widząc kroczących mężczyzn, otworzyli drzwi na oścież i ukłonili się nisko. Watari uchylił im kapelusza, a L lekko przekrzywił głowę. W ustach miał lizaka, którego głośno ssał. Czarna limuzyna już czekała zaparkowana przy drzwiach i żeby nie tracić czasu oraz nie zmoknąć, obydwoje ruszyli prędko w jej kierunku. L wskoczył na tylne siedzenie, a Watari zajął miejsce kierowcy, powoli włączył się do ruchu, a była to godzina w której nie brakowało na ulicach samochodów. Ryuzaki spojrzał przez okno, gdzie za strugami deszczu, spoglądał na tętniące życiem miasto. Kochał je ale czy było ono jego domem? Czym jest dom? Czy kiedykolwiek go miał lub będzie miał w przyszłości? Dotychczas za swoje mieszkanie uznawał ogromny, nowoczesny biurowiec, który był w całości jego własnością. Znajdowały się w nim laboratoria, biblioteki, kartoteki, sprzęty wszelkiego rodzaju. Zatrudnieni też byli specjaliści z wielu dziedzin, wszystko to po to, aby stworzyć samowystarczalne centrum dowodzenia. Rzadko kiedy potrzebował opinii ekspertów z zewnątrz. L nie przepadał za współpracą z policją i vice versa. On miał o nich nienajlepsze zdanie, uważał, że nie myślą kreatywnie, choć doceniał ich zapał i to, że nierzadko stają oko w oko z przestępcami. Oni z kolei mieli podejrzliwe podejście, gdyż Ryuzaki nigdy nie podawał żadnym służbom swojej tożsamości. Kontaktował się jedynie poprzez rozmowy głosowe lub e-maile, niejednokrotnie najlepsi hakerzy starali się ustalić jego położenie i wydobyć więcej informacji na jego temat. Niestety, mocne zabezpieczenia, masy programów szyfrujących i krótkie połączenia nie dawały takiej możliwości. Oficjalnie L nie istniał. Ludzie nie związani z kryminologią i śledztwami, nie mieli pojęcia o jego istnieniu, był swoistym bohaterem z ukrycia. Nikt o nim nic nie wiedział, po za tym, że był genialnym detektywem. Odznaczał się tym, że myślał nieszablonowo. To była jego tajna broń i coś, czego nawet największe szychy z CIA i FBI mu nie mogły odmówić.
  Mijali kolejne ulice, deszcz coraz mocniej dudnił o szyby. Chłopak przycisnął głowę do szyby, a dłoń przystawił do okna. - Co miała na sobie? Mam opisać jak była ubrana? - rudowłosa dziewczynka zamyśliła się. - Wiem! Miała taki duży, śmieszny niebieski kapelusz, nie lubię tego kapelusza. I sukienkę, białą w granatowe kwiatki i torebkę, taką żółtą. - L wyprostował się, a na jego ustach pojawił się promienny uśmiech.
- No widzisz! Teraz na pewno ją znajdziemy! Ja ci to obiecuję albo nie nazywam się... L? - kolejny podskok, który zamienił się w marsz, teraz szli szybkim krokiem obok siebie. - Gdzie ostatni raz się widziałyście?
- To było przy budce z popcornem. Mama kupiła mi popcorn, chciałam duży, a ona dała mi mały, bo powiedziała, że nie chce żebym była gruba. - dziewczynka zasmuciła się - Czy ja jestem gruba? - spytała. Ryuzaki, który właśnie analizował całą masę tylko sobie znanych myśli stanął jak wryty. Wpatrywał się w nią nieprzytomnym wzrokiem, a kciuk mimowolnie powędrował w okolice ust. - Ej! Co się tak gapisz! Dziwny jesteś, straszysz mnie! Czy naprawdę jestem taka gruba?
- Gruba - odparł detektyw i chwycił ją za rękę, ciągnąc ich w kierunku północnym.
- Hej, jak śmiesz tak mówić! Zostaw mnie, nie chcę twojej pomocy, sama sobie poradzę, puszczaj! - chwyt chłopaka był jednak zbyt silny, a i on nie zwracał większej uwagi na marudzącą dziewczynę. Jakie miała wyjście? Mogła teraz rozedrzeć się na cały głos, prosząc o pomoc, jednak wtedy jej nowy przyjaciel, miałby kłopoty. A polubiła go od razu, choć brzmiało to idiotycznie. Jednak stwierdziła, że najlepszym wyjściem będzie podążać za nim, a w razie czego, zawsze może jeszcze dać pokaz możliwości swojej skali głosowej. Nie musiała jednak tego robić, gdyż oto minęli budkę z popcornem i zmierzali dalej w górę. W pewnym momencie, chłopak mocno zakręcił i oczom dziewczyny ukazał się przestronny namiot, na wzór tych średniowiecznych. Był pokryty czerwono białymi paskami, a nad wejściem wisiał szyld: "Dom luster".
- Zobacz. Jestem pewien, że twoja mama była w tym namiocie w momencie w którym się oddaliłyście od siebie. Coś musiało ciebie zaciekawić i nie zauważyłaś, jak ona tam weszła, a potem pobiegłaś w dół, próbując ją odnaleźć. - słowa te nie brzmiały głupio. Wręcz przeciwnie, bardzo racjonalnie, jednak Lorena nie była przekonana.
- Ale skąd ty możesz to wiedzieć? Przecież nie było cię tutaj wtedy, nie możesz wiedzieć co ktoś inny zrobił, tylko od tak! - dziewczyna naburmuszyła się. Zaczęła się zastanawiać, czy aby ten starszy chłopak nie robi sobie z niej żartów.
- Ja wiem wszystko. - powiedział to monotonnym, niemal mrocznym tonem, patrząc gdzieś w przestrzeń. - No dobra, prawie wszystko ale jednak bardzo wiele! - rozpogodził się i posłał dziewczynie intrygującą minę. - Powiedziałaś, że była ubrana w duży kapelusz i sukienkę w kwiaty. Z danych, które mi przekazałaś, wyłonił się obraz ogólnie zadbanej i eleganckiej kobiety, która w dodatku martwi się o ewentualne nadprogramowe kilogramy u swojej małej córki. - to mówiąc zerknął na Lorenę, która w tym momencie nie wiedziała co powiedzieć i jedynie wciągnęła powietrze, mierzwiąc rękami róg sukienki. - Taki kapelusz potrafi przysłonić widoczność, jeżeli kupowała ci popcorn i jednocześnie rzucała takimi uwagami, najprawdopodobniej pomyślała o wizerunku, a gdzie jak nie w "Domu luster" mogłaby się przejrzeć i przy okazji pokazać ci, jaka mogłabyś się stać, jeżeli nie przystopujesz z jedzeniem niektórych rzeczy. - to mówiąc spojrzał na dziewczynę z przekąsem. Kto jak kto, ale na pewno nie on sam, powinien wygłaszać mowy o zdrowym żywieniu, jednak mała Lorena nie miała zielonego pojęcia o zwyczajach, swojego nowego bohatera. Wpatrywała się w niego z mieszaniną podziwu ale i wstydu, gdyż to jej mała kobieca duma, została w ten sposób naruszona. Przyznać jednak musiała, że to był najbardziej prawdopodobny scenariusz.
- Dobra. Zatem musimy ją odnaleźć! - to mówiąc dziewczynka wbiegła do namiotu. Krzątało się tam kilku ludzi, między innymi potężny mężczyzna, dzierżący w dłoni loda, który w lustrze był chudy jak osika i najwidoczniej te złudzenie bardzo mu przypadło do gustu. Ryuzaki natomiast większym zainteresowaniem obdarzył wspomnianego loda i przez chwilę aż przystanął, patrząc na mężczyznę, jak ten pochłania kolejne kęsy. Grubas odwrócił się i zmierzył detektywa spojrzeniem od stóp do głów, po czym zmarszczył brwi.
- Ee słucham? O co chodzi? - wykrztusił, wyjątkowo strapiony, gdyż L właśnie wskazywał palcem na waniliowego loda, a sam stał w swojej typowej przygarbionej pozie.
- No chodźże! Przepraszam Pana, on źle się czuje i nie lubi lodów!
- Ja nie lubię? - nie zdążył nic dodać, gdyż tym razem to mała dziewczyna pociągnęła go za sobą, kluczyli wokół luster, jednak nigdzie nie widzieli pani w niebieskim kapeluszu. Dziewczyna, pobudzona nagłą wiadomością i nadzieją, teraz wyraźnie ją traciła, jej oczy prześlizgiwały się z jednej osoby na drugą.
- Aua! - głośno wyrwało się L, gdy samochód nagle zahamował, a ten ciągle przebywając zamyślony z głową na szybie, uderzył skronią w oparcie kierowcy. - Watari, nie wiedziałem, że z ciebie taki rajdowiec...
- Wybacz chłopcze. Coś stało się przed nami, chyba samochody się zderzyły, trzeba będzie ich wyminąć. - to mówiąc, staruszek włączył kierunkowskaz i czekał na możliwość włączenia się do ruchu. Na chodnikach tworzyły się spore kałuże, pomimo że zazwyczaj w Tokio bardzo dba się o zachowanie równej infrastruktury. Przez środek ulicy, przebiegała betonowa przegroda na której rosły piękne rośliny i drzewa. Gdyby nie ten deszcz, byłoby na co popatrzeć. Ryuzaki złapał się na tym, że rozmyśla o tak trywialnych rzeczach, jak kolor kwiatków na klombie. Wkrótce jednak jego wzrok padł na dokumenty, które leżały na siedzeniu obok niego. Wiedział co zawierają. Bał się je wziąć do ręki, lecz wiedział, że bez tego niczego nie osiągnie. Serce zaczęło walić mu jak młotem, przechylił nieco teczkę w swoją stronę i jego oczom ukazał się tytuł "Lorena Rosebud". Ręce zaczęły mu się pocić w tej oto teczce znajdują się informacje oraz zdjęcia. Zdjęcia i informacje. Zdjęcia... Wstrzymał oddech, wyciągnął ręce ku teczce, położył ją na kolanach, po czym zamaszystym ruchem ją otworzył. Jego oczy szybko przebiegły treści tam zamieszczone, jednak równie szybko jak to nastąpiło, zamknął teczkę, trzymając ją w powietrzu. Teraz była złożona między jego dłońmi, a jego głowa opadała coraz niżej. Czarne włosy, połyskiwały kropelkami deszczu, który zdążył się na nich zatrzymać przy wsiadaniu do samochodu. Trwał tak bez ruchu, nie zwracając zupełnie uwagi na to, co dzieje się za oknem i że coraz bardziej zbliżają się do lotniska Haneda. Myślał bardzo intensywnie, jednak jego myśli uciekały tak szybko, jak się pojawiały, gdyby teraz ktoś go o coś zapytał, najpewniej w ogóle by tego nie usłyszał. Jedyne, co cisnęło mu się na usta i powtarzał sobie jak mantrę, jednocześnie uciskając czoło, było pytanie "Dlaczego?".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz